No i zaczęło się. Jesień pojawiła się nie tylko w przyrodzie ale i w sklepach. Zresztą w sklepach wcześniej, niż w krajobrazie. Pierwsze objawy jesieni to oczywiście swetry, płaszcze i kalosze. I zmiana kolorów na wieszakach i półkach sklepowych. Zrobiło się zdecydowanie mniej kolorowo. Szaleństwo letnich butów we wszystkich kolorach tęczy zostało opanowane przez dodanie tonacji szaroburych, zgaszonych, wyciszonych. Jeżeli granat, to w odcieniu ciemnego indygo, jeżeli fiolet, to zgaszona śliwka, czerwień też zmieniła się w stonowane bordo. W ciuchach jest podobnie. Ostrych, świetlistych kolorów już raczej nie uświadczysz. No i dobrze.
Wybrałam się na mały spacer po sklepach w intencji nadchodzących zmian. Przyznaję, że chciałam się uspokoić i przekonać, czy moda nie zrezygnowała, nie daj boże, z tak ulubionych ostatnio przeze mnie rzeczy zamaszystych, fruwających i obszernych. Bałam się, że wszędzie zobaczę wypchane poduszkami ramiona i dopasowane żakiety. Uprzejmie donoszę, że jak na razie – nie było tak źle.
Najwięcej nowości zobaczyłam w Zarze. Mogłam dotknąć i obejrzeć ładnie skrojone, dość obcisłe marynarki z ramionami podniesionymi poduszkami. Wyglądały bardzo zgrabnie, zwłaszcza w czerni, która zdominowała wieszaki nie tylko z rzeczami krawieckimi. Moją uwagę zwróciła bluzka w kształcie T-shirtu z dziwacznymi poduchami na ramionach; przymierzyłam ją z ciekawością. O dziwo, wyglądała całkiem w porządku, tylko była piekielnie niewygodna. Poduchy pod cienką, wiotką tkaniną robiły właściwie co chciały: wykrzywiały się w dowolną stronę lub spadały z ramion. Pomyślałam, że to duże poświęcenie nosić tę rzecz. Chyba wolę poduszki w jakimś cięższym wydaniu: w żakietach, marynarkach, płaszczach.
W warszawskim Klifie przebiegłam się po sklepach oferujących odzież firm z tzw. nieco wyższej półki: TruTrussardi, MaxMara i Marella, Lilla Moda, Marc O’Polo, PennyBlack. Z przyjemnością stwierdziłam, że luźne swetry, którymi można się otulić i w których można pofruwać, trzymają się zupełnie dobrze. Jeden z najnowszej kolekcji Trussardi oczarował mnie bez reszty /dosłownie/: mięciutka wełna utkana w plaster miodu, w fantastycznym fasonie ni to poncho, ni to swetra. Rzeczywiście – miodzio! Przy okazji też spokojnie stwierdziłam, że moje wieloletnie marynarki z dobrych firm, z dobrych materiałów śmiało zmieszczą się w najnowszym trendzie poduszkowym. Mam więc z tym spokój. Jak na razie.Zawsze Wasza Teściowa
No właśnie: poduchy umieszczone pod miękkimi tkaninami migrują, zwykle nieregularnie: jedna leci w tył, druga do przodu. Ja czuję się w takich bluzkach jak zawodnik drużyny rugby :-). Chociaż była jedna świetna sukienka, w Zarze właśnie, z nieco sztywniejszego materiału, ale tym razem zdrowy rozsądek zwyciężył i jej nie kupiłam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Chyba wiem o której mówisz: czarna z wełny? Gratuluję wygranej bitwy ze zdrowym rozsądkiem!
OdpowiedzUsuń