Idę ja sobie w przedświątecznym amoku prezentowym w jednej z warszawskich galerii i widzę na wystawie kurtkę we wzory, o jakiej marzyłam od dawna. Wzory takie trochę etniczne, jakby inspirowane motywami huculskimi, a trochę takie geometryczne... Wełniana, z materiału przypominającego rękodzieło z gór. No i fason: szeroki otulający kołnierz i kształt "żuczka" tzn. zwężająca się do dołu, z bombkowym zaokrągleniem na biodrach. Miła, fajna, dobrze układająca się od pierwszego wejrzenia. Dużym zaskoczeniem była dla mnie firma, która wyprodukowała to moje cudo: River Island. Z rzadka zaglądam do wnętrza sklepów z tą nazwą, bo raczej mają inny repertuar, niż mój, a tu proszę taka niespodzianka! Tak więc po zapłaceniu 430 PLN stałam się szczęśliwą posiadaczką cieplutkiej, ładniutkiej kurteczki. Podobną mierzyłam w ciekawym butiku w Paryżu, ale kosztowała ok. 1000 euro, tak że zostawiłam ją dla kogoś innego. Przedstawiam również cztery inne płaszcze, niestety już nie moje, które przechowywałam w archiwum Teściowej Szafiary i spoglądałam na nie od czasu do czasu. Szczególnie na ten w paski zebry, do którego moja kórtka jest moim zdaniem podobna!
Teściowa jeszcze bez prezentów, ale za to w kurtce!
Teściowa jeszcze bez prezentów, ale za to w kurtce!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz