sobota, 9 stycznia 2010

Kocia, psia,mysia, itd. mama



Chcę dzisiaj napisać o mojej przyjaciółce Basi, która jest "mamą", "ciocią" i opiekunką wszelkiego stworzenia. Jej pasją jest utrzymywanie przy życiu i dobrostan wszystkich otaczających nas istot. Basia nie utłucze pająka, czy muchy, tylko jeszcze przyniesie im wody z odrobiną cukru, żeby się wzmocniły. To właśnie Basia dokarmia myszy w swoim garażu, dba o sadzawkę z żabami i nie pozwala ścinać gałęzi, żeby ptaki i wiewiórki miały na czym siedzieć. Ma w domu trzy psy, pięć kotów i rybki w akwarium /przenoszone na zimę z sadzawki/. Co jakiś czas pojawia się nowy kot, który "akurat pod Basi samochodem siedział zmarznięty na parkingu pod supermarketem", lub pies "który stał bezradnie na poboczu drogi". Nikt inny jakoś tego psa i kota nie zauważył, natomiast Basia owszem: i widzi, i reaguje. Potem zwierzak trafia do jakiegoś zaprzyjaźnionego dobrego domu, albo - najczęściej - zostaje u Basi i dołącza do istniejącej menażerii. Ptaki też jakoś dziwnie wypadają z gdniazd lub łamią skrzydełko właśnie na posesji Basi. Wtedy ona odwozi rannego delikwenta do ZOO lub weterynarza, albo zamieszkuje ptaszyna w pudełku do wyzdrowienia. Domowa menażeria nie ma nic przeciwko "nowemu".

Basia jest elegancką, pracującą na odpowiedzialnym stanowisku kobietą, mającą dużą rodzinę i dużo obowiązków. Jej córki mają taką samą miłość do zwierząt, jak ona, a mąż dzielnie dotrzymuje kroku. Często razem wyjeżdżamy na wakacje i muszę przyznać, że istotną część wspólnego pobytu stanowi dbałość o jakieś miejscowe, biedne zwierzę. Nie zapomnę, jak w czasie pobytu w eleganckim hotelu Basia, elegancka dama, ładowała do eleganckiej torebki resztki jedzenia, aby dokarmić miejscową kotkę z małymi. Za nic miała zdziwione czy nawet pogardliwe spojrzenia współwczasowiczów. Kotka za czas pobytu Basi otrzymała tyle wsparcia, że wykarmiła maluchy i dobrze się miała.

I to by było na tyle o Basi, niezwykłej zwykłej kobiecie...

Teściowa

6 komentarzy:

  1. Ja myślę, że to nie tylko przy Basi ptaki wypadają z gniazd...ona ma po prostu widok szerszy niż zwyczajowe płaszczyzny własnego nosa...

    ...patrząc na mojego ciciusia, myślę o wielu innych kotkach, które teraz grzeją się przy piwnicznych rurach z ciepłą wodą...hej kolęda, kolęda...

    OdpowiedzUsuń
  2. Kotki żyjące "na dziko" grzeją się, o ile okna do piwnicy nie zostały szczelnie zamknięte przez "porządnych" lokatorów; u nas taki (wyrzucić,wyeliminować) stosunek do zwierząt żyjących obok nas niestety nie jest rzadkością:-(

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety...

    ...z rana, jadąc do szkoły, widziałam miejskiego kota, który szukał sobie ciepłego zakątka...może zresztą głód wygonił go ze schronienia...a mój Maciuś przewracał się w tym czasie z boku na bok w fotelu, albo uciekał przed którąś z moich suczek na piętro ("nanananana") ;)

    Cóż, nasz stosunek do zwierząt jest spuścizną po siermiędze i dziadostwie czasów minionych...choć niby weszliśmy na salony, jeszcze nam gdzieniegdzie słoma z butów wystaje, a weterynarz "od małych zwierząt" budzi zdumienie ("to świnka morska może dostawać zastrzyki?")...

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedyś z gniazda w rynnie (wróble mają tam apartament) wypadło pisklątko ... przygarnęłam, wykarmiłam (gotowałam jajeczka, nawet muszki łapałam), potem latać uczyłam ... dzieciaki za szczelnie pudełko przykryły więc .... wyłam cały dzień .... jeszcze teraz jak o tym pomyślę to jakoś smutno mi się robi ... ptasio uznał mnie za swoją mamę, na ramieniu mi siadał, nie chciał odlecieć .... .
    Jak pająka dokarmiałam to też cała historia ... to wspaniałe, że na tym świecie są ludzie traktujący zwierzęta (i inne) jak naszych braci mniejszych ... bo to są nasi bracia mniejsi przecież.
    Ale ja nie o tym chciałam ... po prostu wpadłam przekazać Ci wyróżnienie ... jest u mnie w poście ,,Szal-nie szal,, ... zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Damurku kochany! Jestem wzruszona, jest to moje pierwsze wyróżnienie blogowe w życiu; dziękuję Ci serdecznie, doceniam z całego serca! Ładnie to określiłaś: za zabawę modą, bo to rzeczywiście dla mnie fajna zabawa, dzięki której czuję się ciągle "w grze". A talenty - tak jak napisałam, jeżeli same się nie pokażemy, nikt nas nie zobaczy.
    Twoja przygoda z ptaszkiem poruszyła mnie bez reszty; to smutne, ale nie Twoja wina i nie wina dzieci, bo chciały dobrze. W każdym razie zaliczyły i tak lekcję miłości do naszych braci mniejszych, dzięki Tobie....

    OdpowiedzUsuń