niedziela, 13 września 2009

Wcale nie kretynka na Krecie



Byłam z koleżanką tydzień na Krecie. Takie naprawdę ostatnie last minute: w piątek przeszukałyśmy oferty a w środę już siedziałyśmy w czarterze do Heraklionu. Takie łapu-capu nie jest w moim stylu, ale widać trzeba zmienić styl, bo było cudownie. Hotel na samej piaszczystej plaży, ciągnacej się /co jest w Grecji ewenementem/ kilkanaście kilometrów. Palmy,błękitne niebo i temperatura wody zbliżona do tej w wannie. Do tego all inclusive, co oznaczało, że trzeba było tylko usiąść i otworzyć buzię, a wszystko samo wpadało do dołka. No i tekilla sun rise i pina colada w ciągłej podaży. W ciągu tygodnia odpoczęłyśmy tak, jak w innych okolicznościach trzeba było by miesiąca. Żadnych napięć, żadnych musów /poza czekoladowym/, żadnych obowiązków. My stare żony czułyśmy się jak pierwszoklasistki na wagarach.

Hurra, niech żyją babskie wyjazdy!
Teściowa

2 komentarze: