sobota, 25 lipca 2009

Ogromniasto


Tak jak napisałam, to co modne jest ładne. Teraz podoba nam się nowa sylwetka – taka trochę porozciągana, za duża, fruwająca. Po kusych, za małych sweterkach i bluzkach blisko ciała, ta moda wydaje się bardzo rewolucyjna i inna. Ale tak to już jest w modzie, że trendy układają się w sinusoidę: jak było mało, to jest dużo, jak było krótko to jest długo, jak ciasno to zaraz będzie luźno. Dzieje się tak bo taka jest dialektyka mody, ale podobno i też dlatego, że silnie lobbują przy każdej zmianie producenci tkanin. Jak mają nadprodukcję, bo mini moda nie potrzebuje dużych ilości, to żyjący z nimi w zgodzie kreatorzy lansują maxi, aby zużyć zalegające w magazynach zapasy materiałów. Coś w tym jest, jak zapewne przyznają zwolennicy spiskowej teorii dziejów. Tak czy siak, teraz aby być modni potrzebujemy więcej materiału.



W sklepach ciągle jeszcze przeważają rzeczy małe, blisko ciała. Ale w szanujących się firmach zawsze znajdzie się jakiś wieszak z gigantycznymi koszulami i zamaszystymi swetrami. Na ogół nie są to niestety wyprzedaże, lecz nowe kolekcje. Ale trudno, trzeba się z tym pogodzić. Popatrzcie na nie i przymierzcie: jak fajnie i wygodnie się w nich czujecie. Ja znalazłam piękną obszerną bluzkę w ekscytującym kolorze ultramaryny, w nowej kolekcji SISLEY w sklepie w Złotych Tarasach w Warszawie. W ogóle ciuszki z tej nowej kolekcji warte są grzechu: piękne swetry, sukienki i koszule, utrzymane w gamie szarości, granatu i fioletu.



Warto też zaglądać do sklepów, w których sprzedaje swoje rzeczy francuska firma QUIKSILVER / na przykład Sklep Sportowy Rossignola w Sadyba Best Moll/. Obok strojów stricte sportowych i dresiarskich są tam fantastyczne T-shirty, topy a nawet sukienki. Znalazłam tam – tym razem na wyprzedaży – wspaniałą białą bluzkę, uszytą jakby z bawełnianej, dzierganej firanki. Można ją nosić na obcisłe topy i T-shirty, i w ten sposób przy pomocy jednej rzeczy mieć kilka, bardzo modnych. Nie mogłam sobie również odmówić luźnego, czarnego topu, uszytego z lejącego dżerseju. Zapewniam, że w tych za dużych, luźnych rzeczach wygląda się szczupło i seksownie. Oczywiście, jeżeli nie są one w rozmiarach 48-50. A w takiej sytuacji i tak lepiej, w każdym razie wygodniej, przypominać namiot, niż baleron.



Zawsze Wasza Teściowa





czwartek, 16 lipca 2009

Coco, czyli mała czarna



Byłam wczoraj na filmie „Coco Chanel” o historii życia i twórczości słynnej projektantki. Film bardzo miły do oglądania, odtwórczyni głównej roli /Audrey Tautou, niezapomniana „Amelia”/ trafiona w dziesiątkę. Oczywiście, że czasy Gabrieli Chanel, nazwanej przez przyjaciela Coco, to już odległa, ubiegłowieczna przeszłość. Jej zmaganie się z obyczajowymi i towarzyskimi konwenansami, stawiającymi kobietę w roli bezwolnego, falbaniastego dodatku do mężczyzny, wydają się nas nie dotyczyć, ale jakże aktualnie brzmi stwierdzenie, że Coco „była zbyt dumna i niezależna, aby być szczęśliwa”. Ileż współczesnych kobiet musi codziennie rozstrzygać dylemat: kariera i praca czy szczęście rodzinne. Niestety ciągle jest to dylemat.


Marka CHANEL to nieustająco wiodący tytuł na rynkach modowych i kosmetycznych, ale na szczęście legenda postaci jej twórczyni ciągle jest żywa. Nieśmiertelne kostiumy Chanel z niesamowicie wygodnie wszytym rękawem, z lamówkami, guzikami i mnogością pereł i łańcuszków, powracają w różnych wersjach w każdej nowej kolekcji firmy. Są one również bardzo chodliwym towarem w butikach Chanel na całym świecie, obok słynnych pikowanych toreb na łańcuszkach przeplatanych skórą. Ceny od lat utrzymują się na najwyższym poziomie. Znak dwóch połączonych ze sobą liter CC / pierwsza z liter odwrócona, czyta się to „SiSi”/, jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych w świecie ciuchów, kosmetyków i akcesoriów.



Zdziwicie się ile rzeczy należących obecnie do kanonu mody jest wynalazkiem rewolucyjnej projektantki Coco. Wyliczankę zaczyna słynne odrzucenie gorsetu, jako niezbędnika każdej damskiej garderoby. Potem idzie zaanektowanie różnych części męskiej garderoby do stroju kobiecego: koszul z kołnierzem i mankietami, podkoszulków marynarskich w pasy, tweedów i dżersejów, luźnych spodni. Do tego krótkie włosy, torebka na długim pasku zawieszona na ramię, sztuczna biżuteria. To wszystko zawdzięczamy Chanel. Oczywiście ktoś by na to wpadł, gdyby nie ona…. Ale Coco była pierwsza. Ale naj, naj, czyli pierwsze miejsce na liście dokonań dzikiej Gabrieli, należy do MAŁEJ CZARNEJ, nieśmiertelnej sukienki na każdą okazję. Na filmie jest to pokazane w bardzo spektakularny sposób: Coco w skromnej czarnej sukience tańczy na balu wśród falbaniastych, wyfiokowanych pań swojej epoki. Szok, odwaga, własny, zupełnie nowy styl.

No i doszłyśmy do sedna: taką sukienkę warto mieć na co dzień i od święta. Znalazłam fantastyczny fason małej czarnej odpowiedniej na każdą okazję, zwłaszcza latem. Sukienka uszyta jest z dżerseju, czy trykotu, jak kto woli, ale sprawdzi się też inna lejąca tkanina, np. jedwabny szyfon. Sukienka ma plan księżego ornatu, zszytego po bokach od pachy do talii. Spódnica jest nie zszyta, za to wiązana na środku na dwa długie paski, może być w środku fałda, lub kontrafałda. Ten fason zapewnia absolutny komfort noszenia i ukrycia wszelkich mankamentów sylwetki. Podkreśla linię bioder i talii, ale nie opina. Dekolt jest również luźny, tzw. opadający. Warstwa spodnia „ornatu” z przodu jest krótsza niż z tyłu. Na rysunkach przedstawiłam całość i plan sukni widziany z góry. Oczywiście nie jest to precyzyjny wykrój, ale przedstawienie pomysłu, idei. Krawcowa z pewnością da sobie radę z czymś takim, byle nie było za ciężko i za poważnie. Do takiej sukienki nosimy jak najmniej biżuterii – tylko coś do ucha i ewentualnie prosta bransoleta w przegubie ręki.



Zawsze Wasza Teściowa



Co ja robię tu?

Moja synowa jest szafiarą. Dzięki niej dowiedziałam się że takie słowo istnieje i co oznacza. W świecie realnym, to osoba, która bawi się modą, wie co w trawie piszczy i potrafi najnowsze trendy wcielić w życie, niekoniecznie za duże pieniądze. W wirtualnym – to ktoś, kto prowadzi bloga, czyli swoją prywatną gazetę o modzie właśnie. Szafiara ma więc przypuszczalnie okazałą szafę, której zawartość przedstawia do wiadomości publicznej. Ale nie tylko o zawartość szafy chodzi. W szafiarstwie /chyba takie słowo też może istnieć/ liczy się pomysłowość, dobry gust i umiejętność przedstawienia swoich propozycji.

Szafiarą w Polsce i nie tylko, zostaje się na ogół przed trzydziestką, albo i jeszcze wcześniej. To zrozumiałe, to najlepszy target wszystkich sklepów ciuchowych, pokazów mody i zdjęć w magazynach. No i komputer, Internet, sieć to również medium młodych.

Ale uwaga! – ja również mam zamiar zostać szafiarą i liczę na to, że nie na daremno. Jako teściowa szafiary, mam mniej więcej o połowę lat więcej, ale myślę, że nie ja jedyna w „tym” wieku wcale nie utraciłam zainteresowania i zamiłowania do ciuchów i zabawy w modę. Tak więc ogłaszam istnienie blogu nowej, dość dorosłej szafiary!!!! Będę pisać o modzie, obyczajach, życiu naszym codziennym. Przysięgam, że nie będę ględzić i nudzić. Serdecznie zapraszam!!!